Po szaleńczym dobraniu się do paczki i wydobyciu kilku motków mulinek, kartki passepartout, 4 motków nici, innych drobiazgów i robótkowych narzędzi, zdałam sobie sprawę z faktu, iż to jest ostatnio jedyna rzecz, która wprowadza mnie w dobry nastrój (niestety - tylko to). Pociesza mnie myśl, że domownicy przyzwyczaili się do moich "materiałowych" fanaberii i patrzą na mnie z przymrużeniem oka. Cóż, dla osoby z zewnątrz obraz przedstawiający sposób, w jaki rozpakowuję przesyłkę pocztową, wydałby się dość osobliwy.
Ale nie w tym dzieło.
Nabyłam kolejne narzędzie pracy - pierwsze, upragnione, śliczne czółenko. Po oswojeniu się z tą techniką i przestudiowaniu kilku internetowych artykułów, zaczęłam moją pierwszą frywolitkową koronkę - bransoletkę:
Ale nie w tym dzieło.
Nabyłam kolejne narzędzie pracy - pierwsze, upragnione, śliczne czółenko. Po oswojeniu się z tą techniką i przestudiowaniu kilku internetowych artykułów, zaczęłam moją pierwszą frywolitkową koronkę - bransoletkę:
Witam serdecznie... Szydełko, druty, igły nie są mi obce... ale czółenko...ehh... Gratuluję umiejętności...dla mnie chyba na zawsze pozostanie to czarną magią... Pozdrawiam... :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę umiejętności robienia frywolitek. Wydaje mi się to tak skomplikowane, że...nawet nie próbuję zgłębiać wiedzy na ten temat :)
OdpowiedzUsuń